Chwiejnym krokiem weszłam do budynku, w ręku trzymałam dwa kubki świeżej kawy prosto ze Starbucksa, a mój umysł nie był zadowolony z faktu, iż spałam jedynie godzinę.
Wchodząc do gabinetu Scoota, gdzie miałam trochę pracy, zauważyłam postać siedzącą na oknie i wpatrując się w zalane mrokiem, jeszcze śpiące Los Angeles.
Kiedy drzwi wydały z siebie charakterystyczny dźwięk, kiedy się zamykały, chłopak mnie zauważył, przez co stanęłam jak wryta.
To był on, w tej chwili bałam się zrobić jakikolwiek ruch, ale to tylko Bieber, zadufana w sobie gwiazdka, przecież nic nie może zrobić prawda?
I wtedy przed oczami pojawiła się wizja, którą chciałam wyrzucić z głowy.
Stała na wzgórzu góry, wiatr rozwiewał jej włosy, a uśmiech zawitał na jej twarzy spowodowany odczuciem obecności jego tutaj. Odwróciła się i nie pomyliła.
Stała twarzą w twarz z chłopakiem, jednak coś ją zaniepokoiło, mianowicie odór alkoholu bijący od blondyna.
Ale co może jej zrobić? Przecież ją kocha, prawda?
Pod wpływem wspomnień, emocji jej głowa ... zaczęła działać na szybszych obrotach, oczy które do tej pory były zamknięte nie chciały się otworzyć, a to wszystko było winą obrazów z przeszłości, miała wrażenie, że zaraz on wyjdzie zza zakrętu i no cóż, sytuacja się powtórzy, a tym razem nie potrafiłaby się pozbierać po tym wszystkim.
Kiedy myślała, że upadnie jak szmaciana lalka i zderzy się z podłogą, poczuła woń silnych, aczkolwiek perfekcyjnych perfum.
Otworzyła oczy i zobaczyła swojego wybawiciela, który mimo wszystko jej nienawidzi - tak sądziła ona, ale bez przesady! Może i wydaje się pozbawiony uczuć, cham jakich mało, ale...
Zmiękł, podobizna Jepsen do jego miłości była nie do zniesienia, a poza tym nie byłby w stanie patrzeć na krzywdę dziewczyny, a potem się z niej śmiać, co to, to nie.
Nie był aż takim skurwysynem, a Pattie nauczyła go szacunku do kobiet, owszem nie bardzo go potrafił stosować, ale nigdy w życiu nie potrafiłby podnieść ręki na kobietę, to byłoby zbyt wiele.
Nawet jak na niego.
Idąc beztrosko ulicami Vancouver miał ochotę skakać ze szczęścia, w końcu i jemu dopisało szczęście, czy chciałby coś więcej? Może odrobinę miłości, ale to i tak można dodać do strat, przecież zaraz przyjdzie ból po stracie miłostki, a tego nie chciałby.
Widząc swoją rodzicielkę kilkaset metrów dalej, stojącą przy światłach i rozmawiającą z jakąś kobietą - przyspieszył tępa, po czym przez przypadek jakiś osobnik popchnął go wprost na kłócącą się parę, chłopak popchnął dziewczynę, która wpadłaby na ulicę, wprost pod pędzące auto, gdyby on jej nie złapał.
Zdenerwowany i zszokowany blondyn uciekł z miejsca "wypadku", a on sam sprawdzał, czy blondynce nic się nie stało.
-Naprawdę, wszystko jest w jak najlepszym porządku, dzięki Tobie - obdarzyła go wielkim uśmiechem - Dziękuję - wyszeptała, a widząc jak szatyn otwiera buzię, aby coś dodać przerwała mu - Ale nie miej nadziei, że będę mówić do Ciebie bohaterze, czy coś z tych rzeczy - zaśmiała się, a chłopak odwzajemnił to.
-A ja myślałam, że mnie nienawidzisz - powiedziałam cicho pod nosem, kiedy postawił mnie już do odpowiedniej pozycji, nie słysząc odpowiedzi podeszłam do biurka i zaczęłam szukać odpowiednich rzeczy do pracy.
-Nienawidzisz to za duże słowo, ale wystarczyłoby zwykłe dziękuję - odpowiedział, a ja spojrzałam na niego przez ramię i chyba zrozumiał iluzję - Co tutaj robisz? - powiedział chcąc zmieniać temat.
-Próbuję pracować, ale ty...? Powinieneś się w tej chwili przewracać na drugi bok w swoim łóżku.
-Scooter kazał mi tu być, jako kara, ale... wystawił mnie do wiatru... - jęknął niezadowolony - To może dziwnie zabrzmieć z moich ust, ale ... - wziął głęboki oddech - Może pomóc Ci w czymś?
-Masz rację, dziwnie brzmi panie Jestem Wielka Gwiazda I Mam Przerośnięte Ego. Zapomniałeś chyba, że jesteśmy na etapie "nienawidzę jej, więc będę zachowywał się jak skończony idiota w stosunku do niej" - powiedziałam grzebiąc w biurku i klnąc pod nosem, że Braun nie mógł zostawić potrzebnych rzeczy gdzieś na wierzchu.
-Cóż pani Jestem Doskonała We Wszystkim I Mogę Oceniać Pana Wielką Gwiazdę Mimo Iż Go Nie Znam I Nie Chcę Przyjąć Jego Pomocy, Co Zdarza Się Raz Na Milion Lat Świetlnych...
-Mam zrozumieć, że jestem zaszczycona? - powiedziałam, na co szatyn się uśmiechnął, a mogłam to zauważyć dlatego, iż spojrzałam w jego stronę, po raz kolejny patrząc przez ramię.
Pogawędkę z szatynem przerywa krótki dżingiel wydobywający się z mojego telefonu, spojrzałam na niego kątem oka - wiadomość sms.
-Oczywiście, że tak - powiedział za mną, tuż przy moim uchu, a ja zadrżałam.
-Nie wiem w co ty się bawisz - odwróciłam się w jego stronę, a nasze ciała stykały się - Ale nie radzę Ci tego ze mną robić - warknęłam, a przynajmniej tak mi się zdawało.
-Czy ja się w coś bawię? Proszę powiedz mi, bo ja nie wiem! - powiedział z łobuzerskim uśmiechem, wyglądał na takiego beztroskiego, spokojnego, ale prawda jest inna.
-Już ty dobrze wiesz... Co się nagle stało, że normalnie rozmawiamy bez żadnych poniżeń, przecież wiesz co było wczoraj ze Scooterem, a potem...
-A potem pisaliśmy fall.. - westchnął, cały czas stojąc blisko mnie i trzymając mnie za łokcie.
-I wyszedłeś chamsko w środku pisania - westchnęłam, a on patrzył się cały czas w moje oczy, a ja w jego... Nie mogłam oderwać od niego wzroku, od jego brązowych oczu...
Zahipnotyzował mnie.
-Bo przypomina mi o kimś.. Ty mi o niej przypominasz... Jesteś taka do niej podobna... - westchnął dotykając wierzchem dłoni mojego policzka, ale zaraz ją zabrał i spoważniał, a ja odwróciłam się w stronę biurka i próbowałam znaleźć teczkę Scootera dla Sophie, jednak mój tyłek stykający się z kroczem Biebera nieco uniemożliwiał skupienie się na tej czynności - Chociaż masz rację - wyszeptał mi do ucha uwodzicielskim głosem, po czym odszedł, tak po prostu.
Usiadłam na biurku, po czym gwałtownie wypuściłam powietrze z ust, dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że powstrzymywałam oddech.
Po kilku minutach myśli zgarnęłam kubek kawy, papiery potrzebne do przestudiowania ich, moją torebkę i poszłam w stronę studia, które jest jedynym miejscem w tym budynku, gdzie mogę być sama.
Rzucając torebkę na podłogę wyleciał z niej zeszyt i otworzył się, kiedy chciałam go schować zauważyłam tekst.
You seem too good, too good to be true. You're holding me stronger than I'm used to.
Działając pod wpływem impulsu, chwyciłam pierwszą lepszą gitarę, po czym weszłam do pomieszczenia nagrywającego, wcześniej wszystko ustawiając.
Dźwięk gitary i mojego głosu roznosił się po pomieszczeniu, w moich uszach.
Don't go out with the boys tonight. I won't sleep a wink, wondering what you're doing.
Zamknęłam oczy, chciałam oczyścić umysł, ale to jednak spotęgowało wspomnienia.
Z kubkiem kawy przemieszczałem się do gabinetu Scootera, aby znowu na niego oczekiwać, kiedy po drodze usłyszałem śpiew dochodzący ze studia.
Don't go out with the girls tonight. I will turn to drink wondering what you're proving.
Głos należący do anioła.
You seem too good, too good to be true. I'm loving you longer, longer that I'm used to.
Zdałem sobie sprawę, że podszedłem do drzwi mimo woli, podsłuchuję i mam wrażenie, że gdzieś już słyszałem ten głos, tą piosenkę.
Słowa odbijają się echem, bo próbuję zrozumieć kim jest ta dziewczyna, skąd znam ten głos, tę piosenkę...
Tug of war, sweet as sin. I let go, I fell in... Feel the pull, call your name. I'm alone, once again.
Zamknąłem oczy, aby móc się skupić.
Szatyn zszedł niepewnie po schodach w dół, bał się co może zobaczyć, a raczej czego nie. Jednak ku jemu zdziwieniu zobaczył drobną postać blondynki grającą na fortepianie, mimo wczesnej godziny.
Skradł się do niej, objął ją od tyłu, po czym złożył pocałunek na wargach.
-Czemu nie śpisz? - dopiero teraz zauważył, że jej policzki są mokre, podobnie jak leżące przed nią kartki z zapisanymi nutami i słowami.
Spojrzała na niego wzrokiem przepełnionym smutkiem i wtuliła się w niego, chciała czuć się bezpiecznie.
Oszołomiony i przede wszystkim zdziwiony chłopak otoczył drobną dziewczynę swoimi ramionami i kołysał, chcąc dowiedzieć się, co wydarzyło się, dlaczego płacze.
-Proszę, powiedz mi, co się dzieje - westchnął odgarniając pasmo włosów, które spadło na jej twarz.
-Nie kłóćmy się, już nigdy więcej, proszę... Sztuka wojny jest słodka jak grzech... - zamknęła oczy, a po jej policzkach poleciały kolejne łzy.
-Justin jak się spało! - krzyknął Scooter za mną, będąc zadowolony ze swojego nikczemnego planu, ściągnięcia mnie wcześnie z łóżka.
Czułem się jak przestępca, kiedy podskoczyłem na głos mężczyzny, a serce podskoczyło mi do gardła.
-Nawet mnie nie wkurzaj - warknąłem przyjaźnie, na co mój manager się zaśmiał i poklepał mnie po plecach.
-Musimy pogadać - westchnął.
-Musimy, żebyś wiedział - powiedziałem, patrząc na jego twarz, po czym weszliśmy do jego gabinetu.
Cały dzień byłam jakby nieobecna, chodziłam po biurze w tą i z powrotem, ale ani skupić się nie mogłam, ani znaleźć odpowiedniego zajęcia, które zajęło mi myśli.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy w końcu doszłam pod swoją kamienicę, a następnie weszłam do budynku, a już od wejścia pan Carrick przywitał mnie ciepłym uśmiechem.
-Dobry wieczór Carly - powiedział staruszek i podał mi klucz.
-Dobry wieczór panie Carricku, jak zdrowie i żona? - uśmiechnęłam się promiennie, zabierając klucz.
-Bywało lepiej, ale jeszcze żyję, a Elena ma się dobrze, dziękuję. Dzwoniła twoja babcia, chciała dowiedzieć się jak tam u Ciebie, uspokoiłem ją - powiedział.
-Dziękuję - staruszek przytaknął i odeszłam.
Po tej krótkiej pogawędce weszłam po schodach do mieszkania, a widok jaki tam dane było zauważyć, sprawił, że stanęłam wryta w ziemię, a gdzieś za mną usłyszałam dźwięk odbijanych się obcasów od podłogi, a następnie dźwięczny śmiech Sophii.
-Carly słońce co tak stoisz w przejściu jakbyś zobaczyła ducha?
Od autorki: ależ świąteczny (poświąteczny) suprajs! to pewnie moja ostatnia notka, bo nie zamierzam więcej pisać, chciałam dodać tak coś na święta, bo zaczęłam i nie chciałam zmarnować :c
no i oczywiście zalicza się to, do podziękowania za 9 kom, JAK WY TO ZROBIŁYŚCIE?! :o ♥♥♥
Kocham was. :3